Po odespaniu mogę wreszcie coś napisać o wczorajszej imprezie na której byłem wraz z Justine czyli o enTrance.
Po przemierzeniu 20 kilometrów Bydgoszczy miejskim autobusem koło godziny 21:15 znaleźliśmy się na przystanku, który znajdował się około 500 metrów od hali widowiskowo- sportowej Łuczniczka. Wraz z Justine nie potrzebowaliśmy żadnych drogowskazów, ponieważ kierował nami dźwięk basu nadchodzącego z oddali oraz chęć przeżycia kolejnej niezapomnianej nocy.
Gdy przybyliśmy na miejsce naszym oczom ukazał się widok kilkudziesięciu ludzi czekających na wejście do środka, na początku myśleliśmy, że coś jest nie tak, że mają jakąś awarie w środku, lecz później po spotkaniu dwóch znajomych dowiedziałem się, że po prostu tak wolno wpuszczają do środka. Plusem takiego działania organizatorskiego jest to, że ochroniarze dawali sobie czas na skrupulatne przeszukiwanie ludzi. Minusem był fakt takiego ścisku (w pewnym momencie nie mogłem wyjąć rąk z kieszeni, ani oprzeć się w żaden sposób tłumowi, który napierał ze wszystkich stron). Po wyjściu z kolejki czułem się, jak by organizatorzy już na zewnątrz przygotowali Warm up. Po dokładnym przeszukaniu przez ochroniarza, znalazłem się w hali.
Na początku trochę się zaniepokoiłem ponieważ w każdej odwiedzanej szatni słyszałem „Nie ma miejsc, idźcie do kolejnej szatni”, ale w końcu się udało i sadzę, że nikt tego wieczoru nie musiał tańczyć w kurtce.
Kolejnym plusem organizacyjnym był zakaz wnoszenia na parkiet napojów. Widocznie MDT Agency wyciągnęło wnioski z Sunrise Festival, gdzie ludzie potykali się o szklane butelki.
Koło 21:40 wraz z Justine i znajomymi pojawiliśmy się na parkiecie, który był pokryty niebieską wykładziną (dzięki niej lepiej się tańczyło). Pierwszymi dźwiękami z którymi się zmierzyliśmy były utwory grane przez Steve’a Mulder’a . Co do jego gry to dla mnie grał za mocno, z resztą po reakcjach ludzi widziałem, że nie bawią się najlepiej.
Wejście każdego artysty było poprzedzone intrem, które było jednym słowem SUPER. Poniżej umieszczam film tego intra.
Następnym artystą, a dokładniej duetem, który stanął za konsoletą tego wieczoru był Kyau & Albert, chłopcy zagrali bardzo dobrze, było kilka hitów między innymi „Out of the sky” oraz „Unforgivable” Armina van Buurena. Dokładnie wiedzieli, że znajdują się na imprezie, gdzie głównie gra się trance i tak było w ich przypadku.
Następnie za deck’ami pojawił się Gareth Emery, który nie powalił mnie na kolana. Zagrał oczywiście utwór „This is silence” oraz swoja wersję „Vampire”, lecz były to jedynie dwa lepsze momenty z przeciętnego setu.
Podczas trwania występu Gareth’a postanowiłem zakupić sobie coś do picia i przy okazji napotkałem na ekipę Radia Gra, którzy przeprowadzali wywiad z Kyau & Albert. Po nim artyści rozdawali autografy i pozowali do zdjęć. To właśnie w tym momencie zauważyłem, że coś jest nie tak, otóż Ci Dj’e przez chwilę zostali pozbawieni opieki ze strony organizatora, (artyści po prostu nie wiedzieli co maja robić i gdzie iść). Moim zdaniem taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, ponieważ może to zrazić artystę do organizatora.
Przez kolejne 40 minut odpoczywałem w oczekiwaniu na Pana z Holandii czyli Sied van Riel’a. W sumie to jego obecność przekonała mnie do udziału w tej imprezie. Podczas gdy Gareth kończył swój set pojawiłem się na parkiecie by w pełni sił i z nadzieją udziału w ponad godzinnym spustoszeniu jakie Sied zrobi miażdżąc wszystkich swoim mocnym basem. Na tą okazję pojawiłem się specjalnie około 3 metrów od głośników. Przez kolejną godzinę zostałem miażdżony kolejnymi utworami tego Holendra. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że Sied zaserwował nam najlepszy set tego wieczoru. Po swoim występie wyszedł przed mikser i podziękował swoim wszystkim fanom poprzez liczne ukłony i rozdawanie winyli. Był to mój najlepszy moment tej nocy.
Po nim przed konsoletą z laptopem pojawił się Greg Downey. Po zaserwowaniu przez niego 3 kolejnych zbyt mocnych kawałków postanowiłem wrócić do domu.
Podsumowując imprezę oceniam organizację na 4+, minus za wpadkę z kolejkami przed wejściem oraz małym uchybieniem z opieką Kyau & Albert. Bardzo spodobał mi się zakaz wnoszenia napojów na parkiet o czym pisałem już wcześniej. Od strony oprawy graficznej impreza jak najbardziej na plus (były ściany LED, około 60 głowic i kilkanaście laserów), za tą cenę to sądzę, że i tak wyszło to organizatorowi super. Co do muzyki muszę stwierdzić, że niektórym DJ’om (Steve Mulder, Greg Downey) pomyliły się eventy, po prostu zagrali za mocno.
Do zobaczenia za rok na kolejnym enTrance , na którym się zapewne pojawię.
Wiek: 39 Dołączyła: 07 Sie 2008 Posty: 537 Pozytywów: Otrzymał/a: 78 Wystawił/a: 23 Skąd: Kraków
Status: Offline
Wizyt: 1816 Łączny czas wizyt: Godzin: 245,4
Wysłany: 2009-03-08, 21:38
David świetna relacja
Żałuje strasznie, że nie mogłam jechac na EnTrance, ale niestety niektórych rzeczy nie da sie przeskoczyć...
Co do intra to jak je usłyszałam w radiu, to mi nie dawało spokoju, co to jest i musiałam znaleźć i sie udało Dla zainteresowanych, tytuł intra to: E.S. Posthumus - Nara albo tez The Angel of Darkness - Es Posthumus i pojawia się ono np w serialu Dowody Zbrodni
A co do setów, to słuchałam w radio tylko Kyau & Albert i musze powiedzieć, że bardzo mi sie podobało jak zagrali, a co dopiero by sie działo jakbym ich słyszała na żywo Ale na pewno ściągne sobie set Sied van Riel’a, bo dużo osób wypowiada sie pozytywnie o jego secie, wiec trza tego posłuchać
_________________ "Ludzie nie dlatego przestają się bawić, że się starzeją, lecz starzeją się, bo się przestają bawić."
Mark Twain.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach